6/03/2018

Na drugie imię mam rozczarowana sobą

Na drugie imię mam rozczarowana sobą
Wpis sprzed paru tygodni (bo dzięki Bogu skończyłam już szkołę!), ale wciąż aktualny.

xxx

W poniedziałek wstałam rano mimo tego, że zajęcia w szkole zaczynały się dopiero przed 10. Przepisałam zaległy temat z historii, zjadłam super śniadanie, przygotowałam papu do szkoły. Pudełko z chlebkiem bananowym, pojemniczek z serkiem wiejskim z owocami i lunchbox z ryżem (drugim, bo pierwszy przypadkowo gotowałam 1,5h.. Garnek dało się uratować!), sosem pomidorowym i tuńczykiem dla mnie i chłopaka. Wzięłam prysznic, zrobiłam makijaż, co rzadko się zdarza; nałożyłam spódniczkę, w której mam super tyłek i wyszłam do szkoły. Zwolniłam się z dwóch ostatnich lekcji żeby zdążyć na korepetycje, bo przecież zaraz matura. Po drodze zaleciałam zmienić spódniczkę na spodnie i wziąć torbę ze zbiorem zadań. Półtora godziny zajęć, podczas którym zrozumiałam znienawidzone zagadnienie i nawet je polubiłam! Wróciłam na autobus powrotny. Byłam strasznie zadowolona. Uwielbiam życie w biegu, wszystko zaplanowane co do minuty. To mi sprawia przyjemność. Od razu zorganizowałam resztę dnia. 
Niespodzianka! 
Ból głowy i 2 godziny drzemki. 
Tyle z produktywnego dnia, ale spokojnie, jutro będzie lepiej. 

Wtorek. 
Nie dałam rady wstać o szóstej jak zwykle, zwlekłam się dopiero 45 minut później po kawę i wróciłam do łóżka. Pierwsze słowa jakie usłyszał mój chłopak po przebudzeniu to płaczliwe 'nie dotykaj mnie', bo pacnął mnie pieszczotliwie w nos. Jestem wspaniała, prawda? Potem widziałam, że jest zły i się rozpłakałam. Jak małe dziecko. Kolejny dzień i kolejny znowu zmarnowany na starcie. Co mam odpowiedzieć na 'co się dzieje?', skoro to nic nowego? Stres, niepewność, poczucie beznadziejności. Znów nie poszłam do szkoły, ominęłam kartkówkę i sprawdzian, na które się nie uczyłam. I nic.

Pisząc to pije ohydne piwo owocowe, oglądam odcinek 'Grey's anatomy' i myślę. Myślę, myślę, myślę. Macie tak czasem, że chcecie być taką osobą, która robi to, to, chodzi tu, tu i jeszcze w międzyczasie wpada na to i tamto? Staracie się, a później rzeczywistość i tak jest inna. Rozczarowująca. 

Poczucie, że nie jesteśmy tym, kim byśmy chcieli być to naprawdę koszmar. 

Wchodzę na instagrama i widzę, że panna X przed pracą poszła na siłownie, po obiedzie na basen, zrobiła 500 zadań z hiper-super-mega-trudnej dziedziny nauki i jeszcze ma czas na imprezę. I myślę sobie : Kurwa, chce taka być!

Chciałabym być w przyszłości matką, która wstaje wcześniej, żeby zrobić naleśniki dla męża i dzieci. W szpilkach i ołówkowej spódnicy, po pracy odebrać dzieci ze szkoły i jeszcze najlepiej do końca dnia bawić się z nimi. Przygotowywać pełnowartościowe posiłki. Moje marzenia i oczekiwania potęguje fakt, że wszędzie w mediach widzę takie kobiety! Silne, pewne siebie, seksowne, zabiegane ale zadbane.

 Niby tworzą je ludzie, ale dlaczego w tych ludziach nie ma chwili na słabość ani miejsca na porażkę?

Ciężko jest nie zatracić się w tym całym świecie. Nie wiem jak wy, ale ja czuję, że jestem sobą, ale nie do końca sobą. Popaprane, co nie? Chce być taka, a jestem inna. I wiecie co?
N
I
C
Nic na to nie poradzę. To chyba walka z wiatrakami. Możemy robić dobre kroczki w kierunku naszego celu, ale wyobrażacie sobie biegać takimi kroczkami? Gleba murowana. Zniechęcimy się do dalszej drogi, rozwyjemy jak małe dziecko (chyba, że tylko ja jestem taką zasmarkaną beksą). A może osoba, którą chcemy być w rzeczywistości nie ma z nami nic wspólnego? Tylko czas pokaże. Obserwujmy siebie i swoje reakcje. Tylko spokój nas uratuje.

Jestem silna i pewna siebie, ale jestem też zagubiona i przerażona.
I to właśnie ja.
A ty kim jesteś?



4/13/2018

Pięć największych rozczarowań dorosłością

Pięć największych rozczarowań dorosłością
Idąc do liceum byłam zmuszona się przeprowadzić i zacząć żyć bez mamusi obok. Oczywiście jeżdżę do domu rodzinnego co weekend, ale te 5 dni w tygodniu spędzam z dala od familii. W tym roku będę miała 19 lat i zgaduję, że o koszmarach dorosłości wiem dopiero odrobinę, ale to zdecydowanie wystarczy. Przedstawiam Wam listę rzeczy, które mnie najbardziej rozczarowały.


1. NIE BUDZĘ SIĘ CODZIENNIE PEŁNA ENERGII Z DOBRYM HUMOREM

Poważnie, tym chyba byłam najbardziej rozczarowana. Czasami irytowałam się zachowaniem swojej mamy, bo jak to ona może mieć zły dzień? Jeszcze nie daj Boże wtedy, kiedy ja mam zły dzień, to już był początek III wojny światowej. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałam od dorosłych pierdzenia optymizmem i w ogóle, ale jakoś wydawało mi się to.. Oczywiste? Że są jak jakieś motorki, które się nakręca rano, żeby zasuwały w ciągu dnia i wieczorem mogły odpocząć. Odkąd sama muszę prać, sprzątać i gotować, a do tego biegać na kursy, korepetycje i zakupy oraz uczyć się chodzę zła jak osa. Budzę się tak cholernie zmęczona, że dzień potrafię zacząć od soczystego 'kurwa' w akompaniamencie rozlewanej kawy. Przecież miało być tak pięknie, energicznie i pozytywnie! Cóż, może jak się dorobię własnych dzieci to tak właśnie będzie?
Wtedy już nie będę miała wyjścia.


2. ŻYCIE KOSZTUJE

Pamiętam, że kiedy się wprowadzałam do mieszkania, mama dała mi 500 złotych na pierwszy tydzień. Spojrzałam na nią jak na idiotkę, bo kurcze, za tyle to przeżyję na spokojnie miesiąc! Mama się tylko uśmiechnęła i powiedziała, że pogadamy za tydzień.
Podsumowanie?
Spożywcze 250zł, zaczynając od mleka na mąkach i kaszach kończąc, w aptece 120zł i 130 zł w kosmetycznym.
Myślałam, że się zesram.
Wiedziałam, że muszę kupić wszystko, co niezbędne i co starczy mi na najbliższe miesiące, ale naprawdę opadła mi kopara. Zastanawiałam się, jak rodzice wyrabiają się finansowo przy takich wydatkach, skoro ja na jedną osobę wydałam 5 stów, a moja rodzina liczy pięć osób. Aż rozbolała mnie głowa.


3. ROBIENIE TEGO, CO SIĘ KOCHA NIE ZAWSZE JEST OPŁACALNE

Do liceum poszłam z piękną myślą, że zostanę przedszkolanką, bo wydawało mi się wtedy, że naprawdę to jest dla mnie. Teraz marzę o chirurgii, ale to zupełnie inna historia. Byłam pełna zapału do nauki i tak dalej, a tu niespodzianka. Nauczyciele byli tymi, którzy zaczęli podcinać mi skrzydła.
Chyba zwariowałaś, skończysz na bezrobociu.
Nie opłaca się.
5 lat w dupę.
MYŚLAŁAM, ŻE STAĆ CIĘ NA WIĘCEJ.
Ale za to chwilę później usłyszałam piękną przemowę o walce o marzenia i robieniu tego, co się kocha. Osmarkałam się ze śmiechu. Co gorsze, okazało się, że mieli rację. Dopiero w liceum sprawdziłam 'realia', warunki, płace i miejsca na staż. I w moim mieście dodatkowo podobno jest gówniana uczelnia. No wspaniale. Zabolało mnie to, bo to chyba było coś na rodzaj wypadnięcia z kołyski. Moja dziecięca, piękna bańka wypełniona marzeniami prysnęła.
Ale jedno pozostało bez zmian - perspektywa 6 lat studiów medycznych i tak przyprawia mnie o mdłości mimo tego, ze marzę o nich jak o niczym innym.


4. DOBA MA TYLKO 24 GODZINY

Wydrukowałam sobie piękny planner z rozpisanymi codziennymi zadaniami. Połowy oczywiście nawet nie zaczynałam, bo najzwyczajniej nie miałam na to czasu. Żeby to były jeszcze jakieś ekstremalne rzeczy.. A tu domowe sprawy - odkurzyć, wyprać, wyprasować, umyć okna.. Jeszcze najlepiej iść na angielski, salsę i do kina. A to wszystko po 16, bo dopiero wtedy kończę lekcji.
Och, i w sumie jeszcze nauka.
Jeśli mam być szczera to przyznam, że dosłownie rok zajęło mi wypracowanie takiego systemu, który pasował do moich sił. Teraz wiem, że w niedzielę zrobię 3 prania, ale za to w poniedziałek poprasuję i z ubraniami będę miała spokój do końca tygodnia. Moje plannery wyglądają o wiele ładniej z mniejszą ilością zadań, ale za to z wszystkimi wykonanymi!


5. NIE MA TABLETEK NA WSZYSTKO

W dzieciństwie wszystko było takie bajeczne proste. Na ból głowy biała tabletka, na brzuszkowe problemy czarna, duża na chore gardło i czerwona na przeziębienie.
To teraz chciałabym coś na migrenę, chroniczne zmęczenie i zły humor.
Coś, co nie jest czekoladą albo alkoholem.
Mama mnie nie ostrzegała przed takimi cudami. A to chyba po prostu życie. W każdym razie chciałabym czasami wypić jakąś magiczną herbatkę albo witaminkę C i mieć wszystko z głowy.


PODSUMOWANIE

Dorosłość jest do bani.






Czym wy się najbardziej rozczarowaliście?

3/27/2018

Kozłowanie piłką lekarską na plaży, czyli wszystko jest możliwe

Kozłowanie piłką lekarską na plaży, czyli wszystko jest możliwe
Po prostu to zrób.
Limity nie istnieją.
Wszystko jest możliwe.
Jeśli czegoś naprawdę chcesz to się uda.
Wystarczy chcieć.

A twój dzień zaczyna się od picia młodego jęczmienia i koktajlu z jarmużu, nie jesteś w ogóle zmęczona, żadne bóle czy złe humorki nie istnieją i w ogóle wszystko układa się po Twojej myśli.
Co? Jak to nie?
Ale wystarczy chcieć żeby tak było i tak będzie!

I to jest właśnie coachingowe pierdolenie. 

Ale i tak moim ulubionym tekstem jest 'Jakbyś ruszył dupę to już dawno byś to miał'.
Brzmi znajomo?

W XXI wieku psychologowie są ogólnodostępni, co jest wspaniałe - ich pomoc okazuję się nieraz niezbędna. Ale cóż to za dziwne zjawisko, że teraz co druga osoba jest coachem albo 'terapeutą'? Jeszcze dwa lata temu marzyłam, żeby zostać właśnie taką osobą. Wiecznie pozytywną, zabieganą i wierzącą w możliwości świata. Myślę, że przez pewien czas nawet mi się to udawało, ale nie wiem, czy byłam wtedy sobą. Pamiętam jedno - każda porażka bolała. Bo przecież mogę, nie starałam się wystarczająco mocno.. 

Rozczarowanie sobą i presja społeczeństwa to niebezpieczna mieszanka.

Ludzie są różni i zdaję sobie z tego sprawę, ale dla mnie to tylko czcze gadanie. Owszem, odpowiednio sformułowane zdania tego typu dają kopa, ale tylko do pierwszej porażki.
Z takim podejściem to weźcie piłkę lekarską i idźcie kozłować nią po plaży, bo przecież wszystko jest możliwe. Albo przelećmy się samolotem ze zdiagnozowaną zakrzepicą albo zatorowością płucną. Damy radę, przecież chcemy!

Chcę wielu rzeczy. Chciałam nauczyć się dwóch przedmiotów w rok, chodzić na siłownię, zrobić prawko i wychodzić co tydzień ze znajomymi. 
NAPRAWDĘ CHCIAŁAM.
Nadrobiłam jeden przedmiot, na siłce wytrzymałam miesiąc (minuta ciszy dla moich stu sześćdziesięciu złotych), prawo jazdy idzie mi jak po grudzie, bo oczywiście nie umiałam wybrać dobrej szkoły, a ze znajomymi widzę się w szkole. Ale naprawdę chciałam być idealna i niezastąpiona.
Czyżbym nie chciała i nie starała się wystarczająco mocno?
W mój dzień wpisana jest obowiązkowa drzemka i dawka tabletek przeciwbólowych. 
Fakt - nie umiałam zorganizować dnia tak, aby mieć czas na wszystko. 
Bzdura - stało się tak przez brak moich chęci.




Wsparcie słowne jest bardzo ważne, ale trzeba uważać na jedno - aby się w tym wszystkim nie zatracić. Kopniak w dupsko jest częściej bardzie skuteczny niż jakiekolwiek 'dasz radę!'.

Czym dla Was jest takie coachingowe pierdolenie?
Co wolicie zamiast niego!
Buziaki! x
Copyright © 2016 COACHINGOWE PIERDOLENIE , Blogger